Your cart is currently empty!
Fotografia analogowa skazywana przez wielu na wymarcie, wraca w wielkim stylu. Już kilka lat temu zauważalny był powolny wzrost popularności, a teraz możemy mówić o prawdziwym renesansie. Dlaczego?
Wbrew opiniom niektórych analog nie jest zniedołężniałym dziadkiem fotografii cyfrowej. To odrębna dziedzina sztuki. Na pewnych polach fotografia cyfrowa nie ma sobie równych, tak na innych analog zjada cyfrę na śniadanie.
Jako przykład weźmy kinematografię. Wydawałoby się, że naturalnym procesem będzie odchodzenie twórców od taśmy filmowej na rzecz kamer 4K. Tak się jednak nie stało i nadal spora część hollywoodzkich produkcji kręcona jest w technologii analogowej albo w wersji hybrydowej. Jest to spowodowane między innymi tym, że negatyw filmowy posiada plastykę i zakresy tonalne nadal nieosiągalne dla cyfry. Do tego dla wielu twórców film kręcony na taśmie jest bardziej organiczny albo nawet biologiczny, jak to określił w jednym z wywiadów Andrzej Wajda. Bardzo istotny jest również sam proces, zarówno jeśli chodzi o fazę kręcenia, jak i postprodukcję.
O kinematografii wspominam również z innego powodu.
Nie wiadomo jakby to wszystko wyglądało, gdyby nie pandemia. Kanały dystrybucyjne siadły, a chemia stała się trudno dostępna i bardzo droga. Jeszcze przed pandemią dało się zauważyć pewien wzrost cen filmów negatywowych, który np. Kodak tłumaczył (paradoksalnie) wzrostem zainteresowania fotografią analogową, a co a tym idzie koniecznością nowych inwestycji. To co się jednak stało z cenami po pandemii to jakiś koszmar. Ceny filmów kolorowych, które wcześniej balansowały na granicy 15-30 zł za rolkę 36 klatek, skoczyły do 60-100 zł. Horror! Teraz powoli ceny idą w dół, jednak nadal ciężko kupić film kolorowy za mniej niż 50 zł.
W tej tragicznej sytuacji mądrzy ludzie zajmujący się fotografią zaczęli kminić, czy można zrobić coś, żeby było taniej. Okazało się, że idealnym rozwiązaniem jest kupno całej roli taśmy filmowej (35 mm, czyli dokładnie ten sam rozmiar co w aparatach małoobrazkowych) i pocięcie jej na potrzebną ilość klatek. Znalazło się parę osób, które oprócz własnego użytku zaczęły ten pocięty film sprzedawać dalej.
Pojawił się tylko jeden kłopot. Ze względu na węglową warstwę ochronną, która znajduje się na taśmie filmowej, trzeba było taki film wywoływać w specjalnej chemii, która nie była dostępna w zwykłych fotolabach. Np. w Niemczech jeszcze parę lat temu nigdzie nie oferowano wołania w procesie ECN2, a obecnie w Polsce takich punktów jest kilkanaście.
Jest to więc rozwiązanie dla szczęśliwców, którzy mają dostęp do takich labów, ew. mogą skorzystać z opcji wysyłkowej albo robią wszystko sami w domu.
Pojawiło się jednak pewne rozwiązanie, gdyż warstwę zwaną remjetem da się usunąć.
Już w 2012 roku dwóch braci mieszkających w Los Angeles wpadło na ten pomysł i zrobili z tego biznes. To znany pasjonatom Cinestill. I aż do pandemii nikt inny nie próbował podążać tą ścieżką i sprzedawać filmy Kodaka z usuniętą warstwą remjet na dużą skalę. Pewnie nie było to konieczne z powodu niskich cen popularnych negatywów kolorowych. Oczywiście w mikroskali można było spotkać filmy z usuniętym w warunkach domowych remjetem. Szczególnie w Azji jest tego sporo. W Polsce można spotkać archiwalne aukcje z tym produktem, jednak obecnie nikt się tym nie zajmuje.
W 2022 roku w chińskim Shenzhen ruszył startup Reflx, który zaczął robić dokładnie to samo, co Cinestill.
Jest też Reto Project, który sprzedaje filmy Amber oparte na tej samej technologii. A do tego aparaty 3d i jednorazówki. Do tego Dubble Film w Hiszpanii, MiraColor we Francji, Candido w UK, NoName również w Chinach i Marix w Japonii.
Wygląda na to, że jestem w doborowym towarzystwie jakichś dziesięciu podmiotów na świecie, które zajmują się na szerszą skalę konfekcjonowaniem taśmy filmowej Kodaka z usuniętą warstwą remjet.
Marcin HAS65